list do męża w kryzysie
Ida Nowakowska o kryzysie męża. „Przez miesiąc nawet łyka alkoholu nie wypił”. Wyjaśniła, co dzieje się z Jackiem
Małżonek zaczyna łamać przysięgę małżeńską wtedy, gdy przestaje okazywać miłość. W tej sytuacji rolą współmałżonka jest mówienie prawdy i mobilizowanie męża czy żony do wiernego wypełniania złożonej przysięgi. Jeśli mimo to błądzący brnie w kryzys, wtedy krzywdzony małżonek ma prawo do obrony przed krzywdzicielem.
komunikacją w kryzysie dedykowanej agencji public r elations. Jednak nieco ponad połowa badanych rm (53,1%) nasta wiona jest na sa-modzielne radzenie sobie z kr yzysem.
Harry i Meghan biorą rozwód?! Światowe kolorowe media piszą o kryzysie w związku pary i powodach, które podzieliły małżonków nieodwołalnie Co się stało?
Teraz czuję zaufanie do męża. Mam pewność, że nie dewaluuje moich uczuć i rozumie moje obawy. Wyjeżdżam z poczuciem radości i inspiracji. Kiedyś myślałam, że mój mąż nie rozumie moich uczuć. Kilka tygodni temu pokłóciliśmy się i napisałam wielki list do męża, w którym podzieliłam się moimi uczuciami, a on mnie
Dating Age Difference Rule Of Thumb. Rodzicielstwo to bez wątpienia coś cudownego i w życiu żaden kochający rodzic nie zamieniłby tego uczucia na coś innego. Niestety, problem pojawia się, gdy wszystkie obowiązki spoczywają na barkach tylko jednej osoby. Celeste Erlach, która prowadzi bloga o wychowaniu, podzieliła się swoimi przemyśleniami i pokazała, że nie każda kobieta jest taka silna, jak z góry się mężu, Potrzebuję. Więcej. Snu. Ostatnia noc była dla Ciebie ciężka. Poprosiłam cię, abyś obserwował dziecko, abym mogła wcześniej się położyć. Dziecko płakało. Zawodziło bardzo mocno. Słyszałam je z góry i miałam serdecznie dość. Zastanawiałam się, czy zejść na dół i Ci pomóc, ale wybrałam sen. Przyszedłeś do pokoju 20 minut później z dzieckiem wciąż rozpaczliwie płaczącym. Włożyłeś je do gondoli i położyłeś bliżej mojej strony łóżka. Poważnie? Już miałam zacząć krzyczeć i dać Ci popalić. Zajmowałam się dziećmi cały dzień. CAŁY DZIEŃ. Ty miałeś tylko zająć się nimi przez kilka godzin wieczorem i utulić do snu. Zaledwie kilka godzin cennego snu. Czy to zbyt wiele?! Wiem, że oboje obserwowaliśmy, jak nasi rodzice spełniają typowe role matki i ojca. Obie nasze matki były głównymi opiekunami, a nasi ojcowie byli względnie nieobecni. Byli wspaniałymi ojcami, ale nie oczekiwano, że spędzą dużo czasu, zmieniając pieluchy, że będą karmić, opiekować się dzieckiem. Nasze matki były superboahterkami, które zajmowały się całą rodziną. Gotowanie, sprzątanie i wychowywanie dzieci. Każda pomoc od taty była mile widziana, ale nieoczekiwana. Widzę, że każdego dnia coraz bardziej wchodzimy w tę dynamikę rodziny. Moim obowiązkiem jest wyżywienie rodziny, utrzymanie domu w czystości i dbanie o dzieci, nawet gdy wracam do pracy. Winię siebie też za to, że tak się dzieje. Sama się na to zgodziłam… I to nie jest tak, że mam z tym problem, bo chcę tego. Bez urazy, ale nie jestem pewna, czy chcę wiedzieć, jak wyglądałaby tygodniowe wyżywienie rodziny w Twoim wydaniu. To nie o to chodzi. Widzę też moich przyjaciół i inne mamy robiące to wszystko i robiące to dobrze. Wiem, że to widzisz. Jeśli mogą sobie z tym poradzić, a nasze matki zrobiły to tak dobrze dla nas, dlaczego ja nie mogę? Może nasi przyjaciele tylko udają tak przed nami, a potajemnie w domu mają tak samo? Może nasze mamy cierpiały w milczeniu przez lata i teraz, trzydzieści lat później, po prostu nie pamiętają, jak ciężko było naprawdę. A może, i to jest coś, co krytykuję każdego dnia, po prostu nie jestem tak wykwalifikowana jak wszyscy inni dookoła. I dlatego tak bardzo potrzebuję Twojej pomocy. Bo kogo innego mam o to prosić? I może nie mam tego macierzyńskiego instynktu, o którym tyle się mówi?! Powinno mi być łatwiej, bo jestem kobietą i wychowanie dzieci mam we krwi? Jednak jestem tylko człowiekiem. Chodzę do pracy tak samo jak Ty, śpię mniej niż Ty, bo zajmuję się dodatkowo dziećmi. Rano, potrzebuję cię, żebyś przygotował nasze małe dziecko, abym mogła zaopiekować się starszym i zrobić dla nas śniadanie i wypić filiżankę kawy. I nie, przygotowanie malucha nie oznacza usypianie go przed telewizorem. Oznacza to upewnienie się, że załatwił się, że zjadł, że się napił i że się dobrze czuje. Wieczorem potrzebuję też godziny, aby zająć się chwilę sobą – chyba chcesz mieć zadbaną żonę? Potrzebuję Cię i proszę, pomóż mi. W weekendy potrzebuję więcej przerw. Ty wychodzisz na piwo z kumplami, na kolacje z pracy i na przejażdżki autem. Ja też tego potrzebuję. Nawet jeśli będzie to tylko samotny spacer do sklepu lub wypad na basen. Czemu nie zaproponujesz mi sam tego, a ja potrafię powiedzieć Ci: „Kochanie, wyjdź na piwo”. Oczekuję tego samego od Ciebie. Zacznij sam odkładać rzeczy na miejsce, bez mojej sugestii. Potrzebuję Twojej pomocy. Na koniec muszę usłyszeć, że jesteś wdzięczny za wszystko, co robię. Chcę wiedzieć, że zauważyłeś, że pranie jest gotowe i przygotowano miłą kolację. Chcę wiedzieć, że doceniasz to, że karmię piersią przez wszystkie godziny i przygotowuję to mleko na godziny, gdy jestem w pracy. Mam nadzieję, że zauważysz, że nigdy nie prosiłam Cię, abyś został w domu i zrezygnował ze swoich pasji i realizowania się w pracy. Nie dam rady sama i tak, wymachuję do Ciebie białą flagą i przyznaję, że jestem tylko człowiekiem. Mówię ci, jak bardzo cię potrzebuję, i jeśli będę kontynuować to wszystko w takim tempie jak do tej pory, nie dam rady i odejdę. A to zraniłoby mnie, dzieci i Ciebie. Bo spójrzmy prawdzie w oczy: ty też mnie potrzebujesz.
Droga Żono, Piszę do Ciebie list, który powinnaś otrzymać jakieś dziesięć lat temu. Piszę go siedząc wygodnie przy biurku, przy akompaniamencie snującej się leniwie z głośników muzyki, słysząc jak nasza córka bawi się z psem w swoim pokoju. Czy potraktowałabyś taki list poważnie? Czy sam na Twoim miejscu umiałbym bezkrytycznie przyjąć takie rady? Czy może skończyłoby się to krótkim „przecież wiem”, by szybko o tym zapomnieć? Wszelkie rady rady babć, rodziców czy nawet bardziej doświadczonych rodziców, zawsze wydają się nam przecież tak banalne! Że co, ja nie wiem? Mnie ktoś pouczać będzie? Wiem co przeszłaś, wiem że nie było jak na amerykańskich filmach. Wydaje się to pewnie niemożliwe, jednak po tylu latach, to wszystko wygląda zupełnie inaczej. Co więcej, da się to wspominać na swój absurdalny, ale jednak miły sposób. Zabrzmi to jak największy banał, ale musisz pamiętać, że większość z nas twierdzi, że życie go wyjątkowo doświadcza. Czemu akurat ja? Dlaczego my? Gdzie ta sprawiedliwość? Znasz to? Zapewne wypowiesz te słowa jeszcze nieraz. Jednak nieważne czy to choroby, kłopoty finansowe, brak męża przy porodzie czy nie ten kolor włosów u dziecka. Każdy ma na co narzekać, każdy jeśli chce znajdzie sobie powód do zmartwień. A Ty? Ty masz kobieto same powody do uśmiechu! Zanim zaczniesz się oburzać i stwierdzisz, że zwariowałem, pomyśl o tym co masz. Brzmi jakbym postanowił zostać jednym z mistrzów rozwoju osobistego? Wszystko zależy od naszego podejścia, od nastawienia i tego jak otaczającą nas rzeczywistość interpretujemy. Pamiętasz, gdy pierwszy raz zdziwiłaś się, że w mocno stresującej sytuacji ja zachowałem się jakby nic się nie działo? Nawet mi się dostało od Ciebie, że się tym zupełnie nie interesuję. Zawsze powtarzałem i powtarzać będę przez następne lata, że „po co się denerwować, skoro nie mam na to wpływu”. Nie czekaj, zaufaj mi, zaoszczędzisz tym sposobem wiele nerwów i wylanych łez. Pamiętasz, gdy ocknęliśmy się tuż po narodzinach córki, że przecież nie mamy aparatu, żeby zrobić pierwsze zdjęcie w szpitalu? Tak, to wtedy zaczęła się nasza przygoda z fotografią. Od pierwszego lepszego kupionego w biegu kompaktu. Od tego momentu minąć musiało kilka tysięcy zdjęć, abyś zrozumiała, że nie każdy kadr, nie każda poza czy każdy uśmiech muszą być idealne. Zawsze patrząc na zdjęcie tuż po jego zrobieniu patrzyłaś na siebie i wymieniałaś co jest źle i dlaczego powinienem je skasować. Całe szczęście, że nie zawsze Cię słuchałem. Uwierz mi, po kilku latach, zobaczysz na zdjęciu tylko to co najpiękniejsze. Zdjęciach całej rodziny, każdego z osobna i wszystkich razem – to takie ważne. Mogłabym uchronić Cię przed wieloma drobnymi błędami, jednak to nic w porównaniu z nauką na własnych błędach. Oczywiście wiem to po sobie i widzę, jak działa u Ciebie. Natomiast powinnaś pamiętać o jednym: otóż Twoja matczyna intuicja nieraz będzie właśnie tym głosem, któremu powinnaś zaufać. Nie to co wyczytasz w Internecie, nie to co ktoś poradzi Ci na forum dla młodych mam. Od rozwiewania wątpliwości są specjaliści, a nie internetowi magowie. Jeśli już jesteśmy przy lekarzach…Nieraz Twój wiek, Twój wygląd i Twój głos, pozwolą komuś pochopnie Cię ocenić. Będą chcieli być górą, dać Ci do zrozumienia, że sobie nie radzisz. Pamiętaj, nie musisz nikomu nic udowadniać. Tworzysz swoją historię! Masz w końcu kochającą rodzinę, kogo kochać i o kogo dbać, a to działa w dwie strony. Znam Twoje marzenia. Te o których śnisz już teraz i te, które dopiero kiełkują w Twojej głowie. Recepta na nie jest prosta. Zastanów się, czy to tylko marzenie, czy może Twoje cele. Marzeniami nie daj sobie zaprzątać zbytnio głowy, bo kiedyś obrócą się przeciwko Tobie. Wiem, byłem tam, widziałem. Natomiast jeśli coś jest Twoim celem, to musisz po prostu działać. Nie czekać na odpowiedni moment, nie szukać wymówek czy wyliczać kolejnych przeszkód. Robisz pierwszy krok, od razu, natychmiast. Prawdopodobnie teraz na Twoich rękach lub w wózku tuż obok, jest ona, najcudowniejsze dziecko jakie mogłaś sobie kiedykolwiek wymarzyć. Niebawem pewnie wrócę z pracy… a może już jestem? Pamiętam dobrze jak chodziłem do pracy na 4 rano, żeby później mieć więcej czasu dla Was, a później jeszcze pracować w domu. Tyle razy mówiłaś mi, że całe życie marzyłaś o takim mężu i o takim ojcu dla swojego dziecka. Pewnie nie powinienem tego mówić, ale po 10 latach będziesz wciąż powtarzać to samo. Tak, ja i nasza córka, od początku mówiłaś, że jesteśmy jak dwie krople wody. Nie wiem czy to do końca dobrze, ale nasze charaktery też poszły w parze. W tych naszych szaleństwach, które skrętnie skrywamy pod introwertycznymi powłokami, będziesz musiała być tym głosem rozsądku… Jednak nie daj się rozsądkowi zbytnio sprowadzać na ziemię! Daj się ponieść, powiedź „tak”, nawet w ciemno, zamiast asekuracyjnego i bezpiecznego „nie” lub „może innym razem”. Zaufaj tej dziecięcej ciekawości świata, nawet jeśli to dziecko przemawia moim głosem. To list zarówno do Ciebie zarówno wtedy, jak i teraz. Do Ciebie siedzącej teraz niedaleko mnie na kanapie, czytającej książkę i nieświadomej powstawania tego listu. To też list, który można… a nawet trzeba, podać dalej! To list do każdej mamy, a i u taty się nie zmarnuje. Daleki od złotych rad, o których zapomina się już na drugi dzień. Pełen natomiast wzruszenia, spokoju i wiary. Czy to znaczy, że teraz jest aż tak bajkowo? Tak filmowo jak w plastikowej amerykańskiej komedii? Oczywiście, że nie. Mimo iż nie warto żyć przeszłością, to powinnyśmy raz na jakiś czas zerknąć za siebie, delikatnie obrócić głowę i przez ramię popatrzeć na to co już w życiu przeszłyśmy. Wniosek jest tylko jeden, najważniejszy. Nic w życiu nie dzieje się przypadkowo, a życia szkoda, gdy chce się je tylko przeżyć. Adrian Karolina: bluzka – born2be Nikola: sukienka – Mouse in a house | kapelusz – Zara Home
Wszystko zaczęło się w 2011 roku. Pod koniec kwietnia dowiedziałam się, że jestem w ciąży z moim chłopakiem. Szybko zorganizowaliśmy ślub. Zaręczyliśmy się 18 maja, w dzień urodzin naszego Papieża. Pęd, sesja, choroba wpłynęły na to, że 1 czerwca poroniłam. Choć na początku nie byłam zachwycona ciążą, to gdy straciłam dziecko, nie potrafiłam się otrząsnąć. Po dwóch tygodniach wróciłam do pracy i biegu, by najważniejszy dzień mojego życia był perfekcyjny. Jeszcze zanim ślub się odbył, musiałam odbębnić wieczór panieński. Żony kolegów mojego męża zabrały mnie nad morze. Niestety w tej samej dyskotece spotkałam mojego narzeczonego. Krzyczał "ślubu nie będzie!". Po powrocie do domu musiałam przeprosić jego całą rodzinę za to, że pojechałam w to samo miejsce co on. Ostatni tydzień przed ślubem był dla mnie totalnym stresem. Nie martwilłam się już tym, jak będzie wyglądał ten dzień, tylko tym czy w ogóle mój ślub się odbędzie. Czułam się winna, choć tak naprawdę nic nie zrobiłam. Dzień po ślubie zamieszkaliśmy razem. Wtedy się zaczęło... Przez kilka pierwszych miesięcy było dobrze. Niestety problemy narastały z dnia na dzień, on wychodził często na picie, a ja zostawałam po godzinach w pracy. W końcu przestaliśmy się do siebie odzywać. Takie ciche dni były standardem. Mijaliśmy się, a o współżyciu i temacie dziecko w ogóle nie było mowy. Niestety przeze mnie, bo nie potrafiłam się uwolnić od ciągłych myśli o poronieniu. W 2012 roku pojechałam na rekolekcje. Tam usłyszałam o tym, jaki wpływ na dziecko ma chwila poczęcia. Powiedziałam sobie wtedy, że będę walczyć, by moje dziecko nie było tak strasznie poranione jak ja. W 2013 roku odbyłam kilka modlitw o uzdrowienie. Moje życie było w totalnej ciemności. Choć modliłam się, to nic nie czułam. Po prostu było to klepanie. Moja pierwsza modlitwa o uzdrowienie dotyczyła moich lęków. To był czas, gdy budziłam się z krzykiem w nocy, bo śniło mi się, że ktoś chce mnie zabić, widziałam czarną postać, która chodzi po przedpokoju albo stoi nade mną. Moje lęki były związane z alkoholizmem mojego ojca. Bałam się ciemności. Miałam destrukcyjne myśli. Wszystko wypłakałam i oddałam Jezusowi, który mnie mocno przytulił i okazał miłość ojcowską, której nigdy nie doświadczyłam od mojego taty. Nie wtajemniczałam męża w to, co się ze mną dzieje i w to co przeżywałam. Ogarnął mnie spokój, a on po moich modlitwach nocą przewracał się z boku na bok. Do św. Rity dotarłam dzięki mojej mamie. Modliłam się za jej wstawiennictwem o uratowanie mojego małeństwa. Nie chciałam rozwodu, ale wiedziałam że jest bardzo realny. Modliłam się z całą swoją wiarą, jaką miałam. Przeanalizowałam swoje zachowanie i męża. Przyszła w końcu noc wyjaśnień. Powoli zaczynało się wszystko układać. W tym samym roku kupiliśmy mieszkanie. Latem pojechałam do swojej pani ginekolog, która prowadziła pierwszą ciążę i oznajmiłam jej, że jesienią przyjdę do niej na potwierdzenie ciąży. Popukała się w głowę i powiedziała "Tobie będzie bardzo ciężko zajść w ciążę". Powiedziałam "zobaczymy". Moja mama mnie i męża zapisała na jednodniowe rekolekcje. To był przełom! Jechaliśmy sami samochodem i nagle zaczęliśmy się modlić. Łzy stanęły mi w gardle. Tak długo na to czekałam. Jesienią odbyła się w mojej parafii pierwsza msza o uzdrowienie. Poszliśmy do modlitwy wstawienniczej. Dwóch znajomych księży modliło się nad nami o poczęcie dziecka i pogłębienie relacji małżeńskich. Po chwili mieliśmy oboje spoczynek, po czym wstaliśmy. Trzęsłam się i płakałam. Prosiłam, by więcej nie było takiego strasznego kryzysu w naszym małżeństwie. Trzy tygodnie później dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Przez cały czas oczekiwania córki przystępowaliśmy do komunii i uczestniczyliśmy w modlitwach cotygodniowych o uzdrowienie. Przez całą ciążę szukaliśmy imienia dla córki. Modliłam się o to, by Pan Bóg powiedział mi, jakie ma mieć imię. Przed cięciem cesarskim anestezjolog nie mógł wbić się do kręgosłupa. Położna mnie zapytała jakie imię wybrałam, odpowiedziałam że jeszcze nie mam. Spytała "a jakie ma pani wybrane?". Wymieniłam wszystkie. Po czym położna powiedziała "na tej sali są dwie Anny". Odpowiedziałam: "aha, to będzie trzecia". Po zakończonej cesarce, gdy wyjeżdżałam z windy, krzyczałam do męża "Anna Maria". Takie wybrał imię nasz dobry Ojciec. Gdy córka się urodziła, również razem modliliśmy się. To że wyszliśmy obronną ręką z kryzysu, zawdzięczam - opiekunce mojego małżeństwa.
To, co proponuje Kościół w obliczu kryzysów małżeńskich, wynika z nauczania Jezusa, który w każdej sytuacji wskazuje rozwiązania prawdziwe, a nie rozwiązania łatwe. Złu zapobiega się poprzez dobro Człowiek może być pogodny i szczęśliwy nawet wtedy, gdy kocha kogoś, przez kogo nie jest kochany, pod warunkiem jednak, że tym kimś nie jest małżonek. Największe cierpienie wiąże się z kryzysem małżeńskim, a w konsekwencji z cierpieniem małżonków, rodziców i dzieci. To właśnie dlatego ogromnie ważna jest znajomość zasad zapobiegania takiemu kryzysowi i znajomość zasad postępowania wtedy, gdy komuś przychodzi się z takim kryzysem zmierzyć. Najlepszym sposobem zapobiegania kryzysom małżeńskim jest solidne przygotowanie do ślubu. Zaczyna się ono już w dzieciństwie, gdy dzieci obserwują postawę swoich rodziców. Dom rodzinny to pierwszy kurs przedmałżeński dla dzieci i młodzieży. Początkiem bezpośredniego przygotowania do ślubu jest zwykle zakochanie, które oznacza intensywne, emocjonalne zauroczenie osobą drugiej płci. Jeśli to zauroczenie okazuje się obustronne, to chłopak i dziewczyna pragną być odtąd ze sobą na zawsze. Samo zakochanie nie jest jeszcze podstawą do zawarcia małżeństwa. Zakochać się potrafią już dzieci w przedszkolu. Narzeczeni nie ślubują sobie zakochania, lecz miłość. A jeśli kryzys już nadejdzie… Małżonek zaczyna łamać przysięgę małżeńską wtedy, gdy przestaje okazywać miłość. W tej sytuacji rolą współmałżonka jest mówienie prawdy i mobilizowanie męża czy żony do wiernego wypełniania złożonej przysięgi. Jeśli mimo to błądzący brnie w kryzys, wtedy krzywdzony małżonek ma prawo do obrony przed krzywdzicielem. Radykalnym zranieniem miłości między małżonkami jest zdrada małżeńska. Jeśli ktoś uległ takiej słabości, ma dwie możliwości: nawrócić się albo brnąć w złu i krzywdzić coraz większy krąg ludzi. W skrajnych przypadkach Kościół daje prawo do separacji małżeńskiej, według zasady: to, że kocham ciebie, nie daje ci prawa, byś mnie krzywdził. Jeśli małżonek dopuścił się zdrady, to jedyną dojrzałą reakcją na własny błąd jest odejście od kochanki/kochanka i powrót do małżonka z jeszcze większą miłością niż przed kryzysem. Popatrzmy na typowy przykład. Oto mąż zdradza żonę i ma nieślubne dziecko. Nawrócenie polega wtedy na zerwaniu więzi z kochanką i na powrocie do żony oraz dzieci. Taka postawa stwarza szansę na to, że skrzywdzona żona stopniowo odzyska zaufanie do męża i upewni się, że on rzeczywiście teraz kocha ją bardziej niż przed zdradą. Natomiast kobieta, która zgodziła się na współżycie z żonatym mężczyzną, zgodziła się w konsekwencji na to, że może stać się kiedyś matką samotnie wychowującą dziecko. Jaka troska o nieślubne dzieci? Co powinien uczynić wychodzący z kryzysu mąż i ojciec, który ma nieślubne potomstwo? Otóż jedyne rozwiązanie, zgodne z zasadami Ewangelii, polega na tym, że płaci on uczciwej wysokości alimenty na nieślubne dziecko, lecz wychowanie dziecka pozostawia w rękach matki. Pewien mężczyzna opowiadał mi o tym, że znalazł się w takiej właśnie sytuacji i postąpił zgodnie z powyższymi zasadami. Teraz jednak w kilka lat po zakończeniu romansu, ma wyrzuty sumienia i dlatego postanowił pomóc swojej dawnej kochance - zachowując teraz wobec niej całkowity dystans - w wychowywaniu syna, który wchodzi w wiek szkolny. Wyjaśniłem memu rozmówcy, że jest to błąd z kilku powodów. Po pierwsze, dlatego że znowu zacznie ogromnie cierpieć jego żona, a także jego ślubne dzieci. Po drugie, kochanka zacznie walczyć o niego i prowokować go do ponownego romansu. Po trzecie, spotykając się z nieślubnym synem raz w tygodniu, będzie go raczej rozpieszczał, niż wychowywał. Po czwarte, dla syna jest lepiej, gdy samotnie wychowuje go matka, niż gdy widzi, że jego rodzice czasem się ze sobą spotykają, ale nie okazują sobie miłości ani czułości. Mężczyzna wsłuchiwał się uważnie w te argumenty i po namyśle powiedział, że mam dużo racji, lecz on mimo wszystko spróbuje pomóc synowi. Po kilku miesiącach mój rozmówca zadzwonił i powiedział, że stało się to, co przewidywałem: jego żona i ślubne dzieci zaczęli jeszcze bardziej cierpieć niż w okresie, gdy miał romans. Dawna kochanka zaczęła o niego walczyć i wysyłać do jego żony listy, w których triumfująco oznajmiała, że to ona wygrała. Z kolei on sam przekonał się o tym, że spotkania z synem to rzeczywiście tylko rozpieszczanie dziecka. W tej sytuacji uznał swój błąd i wycofał się z tego podwójnego życia. Nie ma rozwiązań bezbolesnych Jeśli dochodzi do zdrady małżeńskiej i gdy z takich związków na świat przychodzą dzieci, to optymalną reakcją na taką sytuację jest radykalne nawrócenie obydwu osób, które dopuściły się zdrady i postępowanie odtąd zgodnie z zasadami Ewangelii. Oznacza to, że każda ze stron powraca do swego małżonka czy poprzedniego stanu życiowego i żyje w czystości. Najbardziej skomplikowana sytuacja ma miejsce wtedy, gdy zdrady dopuszczają się dwie osoby, z których każda zawarła już małżeństwo sakramentalne. Jeśli z takiego związku rodzą się dzieci, to optymalne jest zamieszkanie potomstwa u tego z rodziców, którego współmałżonek się na to zgadza. Jeśli żaden ze zdradzonych małżonków nie wyraża na to zgody, to taką sytuację należy przeanalizować indywidualnie, najlepiej z pomocą duszpasterza, gdyż nie istnieją ogólne normy w odniesieniu do sytuacji wyjątkowych i szczególnie trudnych. W każdym przypadku można rozważyć oddanie dziecka do adopcji. Być wiernym złożonej przysiędze miłości Jak reagować wtedy, gdy jedno z małżonków definitywnie porzuca współmałżonka i dzieci, decydując się na niesakramentalny związek z kimś innym? W tej sytuacji jedynym zgodnym z Ewangelią rozwiązaniem jest zachowanie wierności własnej przysiędze i solidne wychowywanie dzieci. Jedna z kobiet, która znajduje się od ponad dziesięciu lat w takiej sytuacji, powiedziała mi z poczuciem własnej godności: mam kilkoro dzieci i żadnego kochanka. Niektórzy twierdzą, że wtedy, gdy Kościół stawia tak twarde zasady, przeszkadza opuszczonemu małżonkowi w doświadczeniu nowego szczęścia z jakąś inną osobą. W rzeczywistości Kościół w niczym nie przeszkadza, lecz chroni skrzywdzonego małżonka przed naiwnością i szukaniem "szczęścia" na skróty. Dojrzały człowiek potrafi ponosić konsekwencje swoich decyzji. Także wtedy, gdy z perspektywy czasu odkrywa, że decyzje te były przedwczesne czy błędne. Obowiązuje tu zasada: jeśli krzywdzi mnie ktoś, komu ślubowałem miłość i kto mi ślubował miłość, to mam prawo bronić się do separacji włącznie, ale nie mam prawa łamać mojej własnej przysięgi miłości. Nowy towarzysz życia? Jedna ze studentek opowiedziała mi o tym, że jej mama po ponad 20 latach małżeństwa odeszła od męża alkoholika, a teraz spotkała szlachetnego i kochającego mężczyznę. Córka zachęca w tej sytuacji swą matkę do związania się z tym mężczyzną ślubem cywilnym, bo wtedy będzie znów szczęśliwa. Wyjaśniłem studentce, że trudno mi wyobrazić sobie 50-letniego "szlachetnego i kochającego mężczyznę", który nie ma jeszcze żony i dzieci. Łatwiej mi uwierzyć w to, że ów mężczyzna sprawia tak dobre wrażenie, niż w to, że naprawdę jest tak dojrzały. Jeśli natomiast rzeczywiście jest szlachetny i kocha, to on nie zgodzi się na ślub, gdyż nie doprowadzi do sytuacji, w której pokochana przez niego kobieta łamie własną przysięgę miłości. Będzie tę kobietę na różne sposoby wspierał, lecz nie będzie udawał jej męża. Małżeństwo nie jest przecież jedyną formą miłości i wsparcia między mężczyzną a kobietą. Związki niesakramentalne Jak powinny postąpić osoby, które opuściły małżonka i dzieci, a następnie zdecydowały się na zawarcie niesakramentalnego związku z inną osobą, a teraz uznały swój błąd i pragną być blisko Jezusa i Jego Kościoła. W takiej sytuacji optymalnym rozwiązaniem jest powrót obojga tych osób do swoich małżonków. Taki powrót jest konieczny także wtedy, gdy w niesakramentalnym związku są dzieci lub gdy niesakramentalny partner potrzebuje opieki. Najpierw bowiem człowiek jest odpowiedzialny za swojego małżonka. Ludzie, którzy pozostają w związkach niesakramentalnych, zachowują prawo do opieki duszpasterskiej ze strony Kościoła. Dobrą rzeczą jest, gdy włączają się w jakiś ruch formacyjny w swojej parafii czy okolicy. Z drugiej strony osoby żyjące w związkach niesakramentalnych powinny sobie uświadomić, że w którejś fazie życia w bardzo istotnej kwestii nie posłuchali Jezusa i że przyjmują na siebie konsekwencje tamtego błędu i grzechu. Powinny też uznać, że przyjmowanie Komunii św. w ich obecnej sytuacji byłoby znakiem wewnętrznie sprzecznym, gdyż postępują niezgodnie z wolą Jezusa. Jeśli osoby żyjące w związku niesakramentalnym dojrzeją duchowo do tego, by nie udawać małżeństwa i nie współżyć seksualnie, to taka decyzja wydaje największe owoce wtedy, gdy jest podejmowana nie ze strachu przed grzechem czy karą, lecz z miłości do Boga i z pragnienia świętości. Jednak nawet wtedy, gdyby on i ona już nie współżyli seksualnie, to nadal nie dochowują wierności przysiędze małżeńskiej i nie wspierają małżonka, któremu ślubowali miłość aż do śmierci. Nie pretendują do bycia w centrum uwagi, nie aspirują do podejmowania funkcji liturgicznych, nie zgłaszają swojej kandydatury do rad parafialnych. Przypominają natomiast księżom o tym, że najpierw powinni oni organizować grupy formacyjne i różne formy wsparcia dla opuszczonych małżonków, którzy pozostają wierni złożonej przysiędze małżeńskiej i żyją w czystości.
Kryzys u mężczyzny W czasach współczesnych pogląd na płciowość: męskość i kobiecość zdecydowanie został zmodyfikowany przez zachodzące zmiany w aktualnym świecie. Kiedyś mężczyzna nie mógł okazywać swoich uczuć, czy przyznawać się do tego, że nie ze wszystkim sobie daje radę. Oznaczałoby to, że jest po prostu słaby. W dzisiejszym świecie duża ilość problemów, szybkie tempo życia, pogoń za sukcesem i niewielka ilość czasu dla najbliższych sprawiają, że nie tylko kobiety czasami sobie po prostu nie radzą z obowiązkami, czy własnymi uczuciami. To wszystko w podobnym stopniu dotyka również mężczyzn i co ważne, coraz częściej zaczynają się do tego przyznawać. Męskie klimakterium Jeszcze kilka lat temu mówiąc o kryzysie u mężczyzny mieliśmy tylko i wyłącznie na myśli kryzys wieku średniego, który niekiedy nazywany jest męskim klimakterium. Kiedyś o kryzysie mówiło się, że doświadczają go przeważnie mężczyźni osiągający 40 rok życia i powyżej. Dziś, okazuje się, że męskie klimakterium przechodzą mężczyźni nawet po 30 roku życia. Obserwuje się również, że u niektórych mężczyzn wcześniej zaczyna też obniżać się poziom hormonalny- głównie testosteronu. Za to odpowiadać mogą różne czynniki, np. problemy zdrowotne, za duże tempo życia, stres, nieodpowiednia dieta. W tym czasie mężczyźni skarżą się na, iż doświadczają uderzeń gorąca, w większym stopniu doskwiera im zmęczenie, apatia, nerwowość, drażliwość, kołatanie serca i depresja, o której zostało już wspomniane we wcześniejszym artykule. Jednakże w rzeczywistości są to typowe objawy zaburzeń emocjonalnych: stany niepokoju i depresji, które swoje pochodzenie mają raczej w problemach z relacjami z innymi ludźmi. Oznacza to, że męska menopauza, albo inaczej andropauza jest efektem licznych nacisków, których doświadcza mężczyzna w tym wieku, jak też wewnętrznego napięcia, które pochodzi z tego, iż niezbędne jest uświadomienia sobie utraty młodości i wszystkiego, co ma z tym związek. Kryzys połowy życia rozumiany był początkowo jako subiektywne poczucie realności zmian w perspektywie czasu i realność własnej śmierci. Obecnie przyjmuje się, że ten kryzys to przede wszystkim obawa o przyszłość, nieumiejętność cieszenia się czasem wolnym, przekonanie o pogarszającym się zdrowiu, negatywnej ocenia pożycia małżeńskiego, licznych stresach i mających również związek z koniecznością opieki nad starzejącymi się rodzicami. Często ten czas styka się również z syndromem „pustego gniazda” , gdzie dzieci albo wyjeżdżają na studia, albo zakładają własne rodziny. Niekiedy kobietom łatwiej jest stawić czoła tym wszystkim wydarzeniom pojawiającym się w ich życiu aniżeli mężczyznom i z tego też względu częściej kryzys wieku średniego dopada mężczyzn. Jednakże, mężczyźni nie zawsze potrafią wyrazić słowami doświadczanych negatywnych uczuć. Nie tak dawno w naszym społeczeństwie nie istniał zwyczaj, by mężczyźni mówili o swoich głęboko skrywanych emocjach, szczególnie wtedy, gdy te uczucia zawierają akceptację niepowodzenia, własnej słabości lub rozpaczy. Męskie wychowanie, czyli nie bądź baba Wszystko ma swój początek w wychowaniu. Prawie każdy mężczyzna już od dziecka słyszała, że „prawdziwy mężczyzna nigdy nie płacze”, czy „nie bądź jak bab”. Można zadać pytanie: ale o co chodzi? Chodzi o to, że w przesłaniu kryje się pewnego rodzaju komunikat mówiący o tym, że aby osiągnąć sukces, zrealizować wyznaczone przez siebie cele, mężczyzna powinien umieć kontrolować własne uczucia- szczególnie w wymiarze pozytywnym. Choćby bardzo mocno doznawał przypływu takich uczuć, jak miłość, litość lub smutek, w jego dobrze pojętym interesie leży to, aby tych uczuć w ogóle nie okazywać. Wolno mu uzewnętrzniać jedynie najbardziej górujące emocje negatywne, takie jak gniew, czy złość. W szkole jeżeli chłopiec przejawia jakąkolwiek oznakę słabości, np. „rozklejenia się” naraziłaby to go na szyderstwo ze strony kolegów szkolnych, którzy naśmiewaliby się z niego, nazywając go na przykład „babą”, „mazgajem”. Nie ma się więc co dziwić, że wielu mężczyzn, nauczywszy się tej lekcji, nie potrafi okazać niepokoju, rozpaczy lub poczucia niespełnienia oczekiwań nawet wobec osób najbliższych. Czy to nadal samiec alfa? Dzisiaj, oprócz tego pojęcia zaobserwować można kryzys samej męskości, co oznacza, że współczesny model męskości uległ znaczącej zmianie. Mężczyźni coraz częściej sądzą, że mają pełne prawo do wyrażania własnych emocji. Mężczyźni coraz bardziej stawiają na swój wygląd, wysportowane, zadbane ciało. Panowie zdają sobie również sprawę z tego, że konkurencja na rynku pracy ze strony kobiet cały czas rośnie, oraz że same kwalifikacje i wykształcenie nie zapewniają sukcesu, tym bardziej jeśli ma powiększająca się grupa osób. Niezbędne jest więc wyróżnienie się w inny sposób, konieczna jest dobra prezentacja. Ma ona istotne znaczenie w zawodach mających związek z mediami, public relations itp., gdzie bezpośredni kontakt z klientem odgrywa bardzo ważną rolę. Bogdan Wojciszke na podstawie badań Johna Williamsa i Deborah Best opublikowanych w 1990 roku, wymienia liczne cechy jako stereotypowo męskie. Stereotypowy mężczyzna jest przede wszystkim: agresywny, aktywny, arogancki, bałaganiarski, głośny, krzepki, niemiły, nieostrożny, odważny, opanowany, pewny siebie, poszukujący przyjemności, przedsiębiorczy, realistyczny, spragniony przygód, stanowczy, twardy, zarozumiały, zdolny, złośliwy. Chcąc się zastanowić, skąd to się wszystko wzięło trzeba pamiętać, że współcześnie podstawowym źródłem kreacji wizerunków męskości są przede wszystkim programy telewizyjne, reklamy oraz wzrastająca liczba magazynów skierowanych tylko i wyłącznie do mężczyzn. Można w nich dostrzec zarówno model mężczyzny zwracającego się ku tradycyjnemu prezentowaniu męskości, jak i mężczyznę, który przykłada ogromną wagę do dbania o swoje ciało, zdrowie, który interesuje się modą ( często zdarza się, że mężczyźni są lepiej zorientowani w kwestiach trendów modowych i tego, co do czego bardziej pasuje w stylistyce niż kobiety, dlatego też wzrasta ilość mężczyzn w takich zawodach, jak fryzjer, stylista, projektant). Cechą charakterystyczną współczesnego kontekstu męskości jest różnorodność wzorców, które są dostępne mężczyznom. Można wymienić trzy podstawowe trendy w prezentowanych męskich wzorcach: mężczyzna tradycyjny (old man) – reprezentant Modelowej Męskiej Tożsamości, czyli prezentujący takie cechy, jak: „nie bądź baba”. Cechy kobiece są piętnowane. „człowiek u steru”. Mężczyźnie potrzebny jest sukces oraz wysoka pozycja społeczna. „twardy jak stal”. Mężczyzna musi być wytrzymały, pewny siebie, zaradny oraz samodzielny. „ja im dam popalić”. Mężczyźnie musi towarzyszyć aura agresywności, gwałtowności, odwaga i ryzykanctwo. nowy mężczyzna (new man) – mężczyzna, który szczególnie dba o ubiór, będący uosobieniem siły i dominacji, mężczyzna któremu mięśnie zapewniają poczucie sprawowania kontroli nad otaczającym go światem, nowy facet (new lad) – typ mężczyzny, którego cechuje beztroska, konsumpcyjny tryb życia oraz przedmiotowe traktowanie kobiety. Można by się zastanawiać, że to swoisty kryzys tożsamości męskiej. Należy zauważyć, że po utracie dominującej pozycji i mającej z nią bezpośredni związek władzy mężczyźni stanęli w obliczu dużej ilości dylematów. Pewne rzeczy do tej pory były uznawane za typowo męskie i typowo kobiece. Jednak jak współczesność pokazuje ten podział został znacznie zachwiany, co doprowadziło do tego, że reprezentanci poszczególnych płci zmuszeni zostali do ponownego ustalenia definicji i według własnych reguł tego, w jaki sposób pragną istnieć i funkcjonować w społeczeństwie. Kobiety wywalczyły sobie większą swobodę, co pozwoliło im to na łatwiejsze odnalezienie się w nowej sytuacji. Z kolei mężczyźni miast popadli w stan wspomnianego już kryzysu męskości, czyli braku umiejętności dostosowania się do obecnych warunków społecznych i kulturowych, jako konsekwencja braku odpowiednich, jednoznacznych wzorców postępowania i zachowania się. Badacze dostrzegają, że wraz z pojawieniem się kryzysu męskości zaczęły pojawiać się w społeczeństwie takie zjawiska, jak kultura wyhaczania. To zjawisko zostało opisane przez Tomasza Szlendaka. Uznał on to za specyficzny rodzaj zalotów w trakcie imprez tanecznych. Wszystko to oczywiście znalazło swoje odbicie w sferze relacji partnerskich, które straciły status stałych i zobowiązujących. W obecnych czasach mężczyźni bardzo często wybierając się na imprezy taneczne, czynią to nie tylko w celu dobrej zabawy, ale również nawiązania relacji krótkoterminowej i z pewnością nie noszącej znamion długotrwałości. Można również odnieść wrażenie, że tego typu zachowania są prezentowane przez pokolenie mężczyzn plasujących się w przedziale wiekowym 25-35 lat, a wszystko to za sprawą dużej ilości programów telewizyjnych, w których liczą się znajomości zawarte na chwilę. Wyciągnij pomocną dłoń Jeżeli kobieta dostrzega, że kryzys połowy życia jej mężczyzny zaczyna się pogłębiać, nastrój ulega pogarszaniu, zaczyna być zauważalna niska samoocena i niedowartościowanie, a przy okazji zostaje tłumiony gniew i negatywne emocje, warto takiego mężczyznę otoczyć swoim wsparciem. Oczywiście w momencie, kiedy zaczyna być uciążliwe dla otoczenia i samego mężczyzny, warto podpowiedzieć mu, że może wybrać się na wizytę do psychologa. Będzie miał tam okazję spojrzeć na swoją sytuację z innej perspektywy, bardziej ją zrozumieć, nauczyć się radzić z pojawiającymi się trudnościami, negatywnymi emocjami, czy też stresem towarzyszącym sytuacjom życiowym na tym etapie rozwojowym. Tego rodzaju pomoc specjalistyczna ma na celu osiągnięcie długotrwałych zmian, nauczenia się odnajdywania w każdej trudnej sytuacji satysfakcjonujących rozwiązań, rozwijania asertywności i szukania własnej strefy komfortu i wytyczania jej granic. Zmiana musi również nastąpić w sposobie widzenia siebie, otaczającego świata i przede wszystkim siebie w tym świecie. A najbliżsi? Niech stwarzają sytuacje, w których wspólnie spędzają czas, pozwoli to na poprawę relacji z kryzysowym mężczyzną, ale także pozwoli na przerzucenie jego aktywności zupełnie na nowy kurs. A co w przypadku kryzysu męskości i zmiany męskich wzorców? W tym przypadku jedyne na co należy uważać, to przesada w zachowaniach prezentowanych przez mężczyznę, ponieważ to, że mężczyzna o siebie dba, jest zaczytany w czasopismach dla niego przeznaczonych i wyciąga z tego rady dla siebie generalnie nie jest niczym złym. Należy jednak zwracać uwagę, czy takie zachowanie nie pojawia się nagle, czy nie ma swojego jakiegoś podłoża, które to wymaga interwencji specjalisty, a jest ukryte pod tego typu zachowaniami. Anna Łukawska: psycholog szkolny z przygotowaniem pedagogicznym, wychowawca wyjazdów kolonijnych. Zajmuje się psychoedukacją i socjoterapią dzieci i młodzieży, a także stresem i wypaleniem zawodowym. Bibliografia Doroba-Sawa M. (2008). W labiryncie męskiej tożsamości: hipermaskulinizacja versus feminizacja ciała i sublimacja osobowości. Przegląd Pedagogiczny, Numer 2. Harwas-Napierała B., Trempała J. (2010). Psychologia rozwoju człowieka. Charakterystyka okresów życia człowieka. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN. Kluczyńska U. (2009). Metamorfozy tożsamości mężczyzn w kulturze współczesnej. Toruń: Wydawnictwo Adam Marszałek. Matlak M. (2011). Kryzys męskości na przykładach wybranych postaci prezentowanych w polskich mediach. Nauki Społeczne, nr 2.
list do męża w kryzysie